Guy Sorman: „W oczekiwaniu barbarzyńców” – o imigracji, asmylacji i dragach

 Europa zmieniła się pod wpływem kolonii – jazz, zachowania seksualne itd. (s. 16). Polskie wydanie książki Sormana – Arcana Kraków 1997. Sorman zaczyna od Holandii, kraju zaciekle walczącemu z nazizmem, a o wojnie oczyszczającym język z dyskryminujących określeń. Państwo jest tu skromne. Nie mówi się o imigrantach lecz o kulturowych mniejszościach. Siedmiu uczniów wystarczy by dzieciaki mogły uczyć się rodzimej mowy. Integracja Jawajczyków po 1948 roku to była pestka – znali już niderlandzki. Każda szkoła miała swego Jawajczyka dobrze ich rozdzielono, imigranci chcą kwot na uniwerkach, w pracy i busingu, nie wiedzą, że nawet w USA właściwie już tego nie ma (s. 14). Filomena Essed uważa, że mniejszości nie muszą się integrować, lewaczka ot – Kolumb ludobójca itd. (s. 16). W każdym mieście są ośrodki, które zachęcają by donosić na pracodawcę, mimo to skarży się niewielu (s. 18). Niemal jak zadżumiony jest Mart-Jan de Jong, gdy głosi, że multikulti to bzdura, że wszędzie na świecie są większości i mniejszości (s. 20). Prawie milion Holendrów żyje z zasiłku niezdolenego do pracy. Frank Bovenkerk chce akcji afirmacyjnej, rozmontowanie socjalu to jego zdaniem byłby chaos, kto wie co się stało, nawet Thatcher nie próbowała myśli Sorman (s. 24). Dominuje socjologia nad ekonomią.

Niemcy. Gastarbeiter przybywa zamiast Ossi po budowie muru (1962). Wszyscy wracali, z wyj Turków. W 1973 zahamowano imigrację, połączyli rodziny (do tego akurat RFN zachęcała). Ertekin Ozcan – mówi tylko po niemiecku, ale nie ma obywatelstwa. W Niemczech obowiązuje prawo krwi, a nie ziemi, a i tak imigracja spora (s. 28). Udo Reinhold z „Forda”, uważa, że Turek doskonały pracownik, gdy otworzyli nowa fabrykę w Berlinie, tylko Turcy się zgłosili. Brueckkurse – słowo klucz niemieckiego sukcesu asymilacji – kursy pomostowe w Kolonii i Berlinie, Turcy chętnie zdobywają wiedzę rzemieślniczo-majsterską. Organizują je Izby Handlowe i Izby Zawodowe, oraz Biuro Pracy, angażują się firmy prywatne, mało gadania, dużo uczenia i w dodatku Tucy chcą się uczyć zwłaszcza ci świeżo przybyli, których nie zdeprymowała niemiecka przepełniona szkoła. Niemcy dają obywatelstwo raczej Aussiedlerom ze Wschodu, chociaż nie często mówią po niemiecku, są leniwi i ściemniają że w domu podtrzymywali niemieckość. Helmut Kohl stawia na nich a nie Turków. Niemcy nie są krajem imigracji, a tylko azylu twierdzi. Klaus Werner Schatz z Ośrodka Badań Gospodarki Światowej w Kolonii (fenomen – uczelnia europejska, a niezależna od władz, uważa że gastarbeiterzy to zły pomysł – opróżniają swoje kraje z aktywnych obywateli, a w RFN opóźniają wdrażanie nowoczesnych technologii, ergo UE jest za Japonią (s. 47). RFN – dobrze sobie radzie, bo dominuje rachunek ekonomii nad socjologią i utopią…

8856059165b54461fa1740704c837af0

W 1968 roku – mówi Enoch Powell – UK nie miała przepisów o narodowości, każdy dostawał obywatelstwo (s. 50). UK stosuje kryteria czarny i biały zakłada aktywną integrację. Sikh woli każdą pracę niż bezrobocie, Indonezyjczyk pracuje jeśli koniecznie musi. Sikhowie i ich turbany rzucają się w oczy, na wszelki wypadek zachowują się wzorowo (s. 58). W 1991 roku CP chciała pobierać odciski palców azylantów, lewusy ich zakrzyczały, pomysł cofnięto. W UK są dwie rasy – black to wszyscy niebiali, nawet jeśli są złoci. Francuska ślepota na kolor tylko drażni imigranckich aktywistów w UK.

W USA kwoty czarni, latynosi, biali (Azjaci się na razie nie przebili) stosuje się po prostu kwoty zatrudnienia, dla świętego spokoju (s. 80). W latach 60 w Bostonie ciągle zamieszki rasowe, teraz spokój. Etolie Williams uczy historii afrocentrycznej, Uniwersytet Stanforda tez się tak bawi. Gary Becker – niech emigrant płaci za dostęp do rynku pracy w USA (s. 106).
Tatsukumi Komori (PS) – burakumin to warstwa utrzymywana sztucznie, by firmy płacili mniejsze podatki (s. 108). Takashi Ishihara (szef Nissana), nie ma imigrantów, są stażyści, potem wracają – akurat, tabu i tyle. Nishio Kanji, znawca literatury Niemieckiej, pisze o jednolitości kulturowej Japonii (s. 116). Akira Asada wyśmiewa nadęty „harmonizm” kulturowych starych konserwatystów typu Kanjego.

Francja – FN to jedyna partia, w UE jaka chce cofać obywatelstwa (s. 125). Imigranta jako wroga wymyślono i nadano mu stereotypowe cechy. Pomogli tu pieds noirs z Algierii. W XIX wieku we Francji też było mnóstwo imigrantów, ale pracowali, więc nie wkurzali autochtonów. Nauka zawodu we Francji siadła, nie jest jak w Niemczech czymś odrębnym, więc nie daje efektów. Abdulaj Ba wrócił do Senegalu, nie szanują tam własności prywatnej, a TV zachwala Francję (s. 145). Czemu u licha Francja nie inwestuje w Senegalu? Maroko nie martwi się odpływem ludzi, obywatelstwa Maroka nie można się zrzec (s. 150), wiec dla króla to nie issue. Lepsza Monarchia niż anarchia, mówią poddani z przerażeniem patrząc na Algierię…

W 1620 roku Ludwik XIII zakazał palenia nikotyny (s. 158), USA zakażały opium, bo Chińczycy, Turcja w XVIII wieku, tytoniu bo uprawiali ją szyici z Syrii, w latach 30. Heroina była”szwabska”, więc Francja ją zakazała (s. 158). Wojna z narkotykami? Na pewno? W Rosji tylko się narkomanów zamyka (s. 171), traktuje jak psycholi, w Chinach drugs to objaw zachodniego zepsucia – zdrada (s. 180), Philopon jest z Tajwanu, narkoman to zdrajca mówią w Japonii (s. 189). W Japonii nikt nie uważa narkomana za chorego. Kiedy doczekamy się „prawa Veil” wobec narkotyków ? (s. 202). Liverpool i Detroit padły przed Reaganizmem jeszcze, kiedy nie udała się transformacja przemysłowa (s. 205), Anglicy dbają o narkomanów beznadziejnych, poją ich narkotykami, dozują nadzorują, Holendrzy dają wolny dostęp do miękkich, Francja jest TWARDA jak USA i głupia… bo no effects. Populizm łączy kwestie narkotykowe i imigranckie, demokracja się chwieje…

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mój dziadek - Edmund Harwas (1912-1996)

Japońskie podejście do religii. Religia dla ludzi a nie odwrotnie

Japońska kultura bezpieczeństwa