Norweskie szkolnictwo według Anny Mańkowskiej

 Z zainteresowaniem przeczytałem książkę o szkolnictwie, która nieco przypadkiem wpadła mi w ręce. Chodzi o dzieło Anny Mańkowskiej: „Przemiany wartości społeczno-kulturowych w norweskim szkolnictwie obowiązkowym” (Wyd. Naukowe UAM Poznań 2014). Autorka analizowała plany edukacyjne Læreplanverket for den 10-årige grunnskolen 1974, Læreplanverket for den 10-årige grunnskolen 1987 (sugestie) i program obowiązkowy Læreplan for grunnopplæringen generell del 1997, sprawdzając jak zmieniały się wartości społeczno-wychowacze stojące za kolejnymi planami (s. 9). AM badała ta problematykę od 2007 roku. Praca obficie jest zanurzona w kulturalizmie Brunnera i jego rozważaniach na temat edukacji jako innowacyjnego/podtrzymującego kulturę elementu (s. 21). Mamy niestety trochę sztampowych narzekań na konsumpcjonizm (s. 30) i nawoływania do powrotu do paidei czyli takiej edukacyjnej kalokagatii. Jednoczesnie za J. Rutkowiak i E. Potulicką AM zauważa coś w rodzaju neiliberalnego planu edukacji; w którym egoizm i wydajność mają pierwszeństwo nad humanizmem i dobrem wspólnym (s. 33). Ten podział jest moim zdaniem zbyt ostry, ale jedźmy dalej. Zauważa na szczęście AM, że lekkoduchów w czasach zaawansowanych technik nam nie trzeba, lecz specjalistów (s. 34).

Obowiązek szkolny w Norwegii jest od 1739 roku. Od 1997 roku obowiązuje 10 lat Grunnskole (podstawowa Barnetrinnet 6-12 lat wieku + średnia I stopnia Ungdomstrinnet ; 13-16 lat wieku). Edukacja jest „darmowa” (s. 35) tj. z podatków, a szkoły dość autonomiczne. Przedszkola nie są obowiązkowe, ale oferta jest bogata i prawie 90% dzieciaków do nich chodzi. Przedszkole nie uczy pisania i czytania tylko współpracy, przyrody, ucznia że inne jest ciekawe a nie dziwne itd. (s. 37) czyli po mojemu – tak jakby propagandy demokratyczno-ekologicznej, której zresztą w szkole też jest mnóstwo. Lapończycy maja prawo do nauki w swoim jezyku. Szkoła nie dzieli uczniów ze względu na poziom umiejętności, nie ma specjalnych programów dla najzdolniejszych, nikt nie powtarza roku, choć zaraz potem mamy, że słabi (np. dzieciaki imigrantów, którzy ledwo mówią po norwesku lub głuptasy, czasem tracą na rok dwa kontakt z klasą bo mają specjalny program, więc ta cała „inkluzywnośc” to jeden wielki pic – rzeczywistości nie oszukasz). Powiaty dostają forsę na edu z ryczałtów od rządu (od 1986). Rada Nordycka (1952) próbowała ujednolicić szkoły w Skandynawii, ale federacja duńska nie kupiła szwedzkiej centralizacji (s. 42). W Norwegii w latach 60 i 70 socjaldemokraci dążyli do redukcji szkół prywatnych (s. 43). Pełno było też w szkołach nacjonalizmu (np. w Szwecji nie bo nikt jej nigdy nie podbił). Nauczyciela traktowano prawie jak pastora, duża pensja i cześć. Nigdy nie rozwinęła się w Norwegii pełna standaryzacja szkół. W latach 70 natrapiła decentralizacja edukacji, szkoły same oceniały odtąd postępy. Niestety wg autorki w latach 90 kryzys ekonomiczny i słabe wyniki norweskich pociechach w kursach PISA i TIMSS wymusił neoliberalizację szkoły (s. 47), gdzie zaczęły się liczyć wyniki, a nie bajdy rodem z Muminków. A propos Muminków, Finowie otrzeźwieli najwcześniej, a beznadziejni jak zwykle Szwedzi nadal upierają się przy Eko-pacyfo-demo-utopii, zamiast przygotować dzieciaki do życia.

norge

W marcu 2002 MinEdu Norwegii obiecał wspieranie szkół prywatnych. W 2002 szkoły mogły wreszcie zatrudniać nauczycieli. AM pisze o „ofiarach ideologii neoliberalnej” (nauczycielach i uczniach), podczas gdy moim zdaniem są oni ofiarami robienia ze szkoły laboratorium Eko-pacyfo-demo-utopii, a nie tej odrobiny normalności która przyszła, jak wyniosłem socjalistyczne firmy zmierzyły się z wolnorynkową Koreą. Nadal w rankingach PISA i innych norwescy uczniowie są słabi, bo opór socjalistycznych nauczycieli przy każdej decyzji jest silny (s. 50) i ciągle im się marzą Muminki. Autorka oczywiście jest sercem po stronie tych staroświeckich soc-edukatorów.

W latach 70 odrzucono model edukacji jednolitej, bo szkoła nie działała już jak winda społeczna (s. 48) i nie miała dość prestiżu na tą reformę. Wikingowie i Hans Nielsen Hauge lubili demokrację, ale i specjalizację oraz wolnomyślicielstwo (s. 55). Prawo Jante z jednej z powieści jest tam szanowane, choć jedno z praw: „nie sądź że jesteś mądrzejszy od nas” brzmi jak zaprzeczenie wolnomyślicielstwa i jak Orwell (s. 56). AM przyznaje, że prawo Jante ma sowich krytyków. Chwała nieistniejącemu Bogu!!!

Zasiłki na dzieci (1946), choroby (1956), emerytury i renty (1975), nie takie znowu świeże w Norwegii. Od 1990 roku zasiłki na bachorki mają stałą wysokość (nie ma to jak dobry kryzys). Do pocz. XX wieku lenistwo było widziane bardzo źle, stąd właściwym wypoczynkiem był ten aktywny (ciekawe ile protestanckiego poczucia winy w tym nieustannym ględzeniu o aktywności na Zachodzie swoją drogą). Preferowano wędrówki i życie na świeżym powietrzu (friluftsliv), w którym Norwegowie czują się koneserami (s. 58), jak to naród wieśniaków…

Rodzina norweska dzisiejsza to rodzina negocjująca (s. 63). Część rodziców nie lubi zorganizowanych zabaw dla dzieci bo uważają, że niszczą dziecięca kulturę i spontan (s. 64). Mają, dodam znów od siebie, oczywiście całkowitą rację. Obozy nie zastąpią LEGO z kumplem. W Norwegii więcej jest ekumenicznych domów modlitwy niż kościołów. W latach 30 ze szkół znikł katechizm, został tylko mały katechizm Lutra (s. 67), od 1956 roku w szkołach jest etyka, a od 1997 uczy się wiedzy o chrześcijaństwie z elementami wiadomości religiach i światopoglądach (KRL). W 2004 ONZ oddalił protesty religiantów, w 2007 roku jednak Tryb. Praw Czł. W Starburgu orzekł niezgodność z europejską Konw. Pr. Czł. I teraz przedmiot zwie się RLE (Religion-Livssyn-Etikk). Nie wolno nauczycielom kształtować i zmieniać światopoglądu uczniów, więc na poważniejsze pytania reagują śmiesznymi unikami (s. 70). AM pisze, że przyjrzeć się działalności szkoły było bardzo trudne, nikt się nie godził, aż w końcu jedna wzorcowa (te nie mają oporów) w Kristiansand się zgodziła (s. 82). 200 uczniów, 18% mniejszości.

Podstawa z 1974 roku kładła nacisk na etykę przed chrześcijaństwem, uczciwość, wiarę , lojalność , szacunek (s. 91). Nie mówi się o tolerancji, a jedynie o szacunku dla członków grupy. Ta z 1987 mówi ciągle o tolerancji (Pakistańczycy w szkołach – dzieci rodziców wydobywających ropę naftową wiadomo) i pielęgnowaniu norweskości, lokalnej kulturze, folklorze itd. M87 jest bardzo lokalna. Podstawa Gudmunda Hernesa z 1997 roku mówi o szkole jednolitej dla wszystkich uczniów; wartości chrześcijańskie i etyczne są niemal tym samym (s. 100) – zła strona konserwatyzacji po 1990 zapewne… (ech czemu albo rządzi głupia ekonomicznie tolerancyjna lewica, albo dobra w księgowości, ale nachalnie chrystiańska prawica ech). L1997 mówi o braniu odpowiedzialności za swoje życie (s. 101) o różnorodności postaw i wartościach humanizmu, równość prawa człowieka i racjonalne myślenie. Widoczny jest neoliberalny indywidualizm (ale uczniowie nadal ciągle wspólnie się uczą, a samodzielnie są durni na testach PISA, więc niby gdzie ten straszny neoliberalizm?). Prawda i dobro też się znalazły w dokumencie.

Jacob, syn rodziców z Somalii czuje się jednak wykluczony, bo musi gadać z kobietami (s. 113), Agata z Polski udaje, że dobrze rozumie po norwesku, Christofer z USA gada tylko po norwesku bo zbyt mocno przeżył kiedyś odrzucenie jak gadał po anielsku (s. 115), akty nietolerancji w obie strony się zdarzają, ale się je przemilcza (s. 125). Nie ma badań o tych sprawach (s. 130). Klamki są nisko, a ławek nie ma są stoły jak w knajpce (s. 149). Dzieci witają się z nauczycielami podaniem ręki i uśmiechem, czasem się do nich przytulają (s. 154). Na zajęciach pierniczenie o wdzięcznosci do Matki Norwegii (s. 158). Nacjonalizm jest widoczniejszy w edukacji niż np. w UK. Jak jest ten prawdziwy test – nasjonale prøver -dzieciaki mają traumę (s. 166-170), bo muszą siedzieć w pojedynczych ławkach i patrzeć wprost. Czyli jak się przyjrzeć pseudoempatia nic nie rozwiązuje tylko ogłupia…

Krótko mówiąc żenada, szkoły wychowują dupowatych miękkich demokratów i ekoświrów, zamiast uczyć. Zapewne nasjonale prøver to jedyny moment podobny do prawdziwej szkoły. Miękki system – miękkie myślenie – miękcy ludzie. Na szczęście dla Norwegii kryzys 1990 roku wprowadził nieco normalności. Autorka tego tak nie postrzega, chociaż widzi, że nie wszystko działa jak należy a dzieciaki jak problemy miały tak mają. Polecam lekturę, ale nie polecam edu w wersji Norsk…

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mój dziadek - Edmund Harwas (1912-1996)

Japońskie podejście do religii. Religia dla ludzi a nie odwrotnie

Japońska kultura bezpieczeństwa