Singapur – paskudna tyrania nic więcej

 Oto i losy Singapuru: najstarsze wieści o mieście pochodzą z XVI wieku. W 1785 roku Brytyjczycy obronili sułtana Kedah przed Syjamem, w zmaian za co dostali w dzierżawę wyspy Penang, które od 1824 roku były właściwie terytorium brytyjskim. W 1854 dwa bractwa walczyły o władzę nad chińską dzielnicą, a Brytyjczycy z malajskim piractwem. Po postaniu sipajów w Indiach (1857) przybyło brytyjskich żołnierzy. W październiku 1914 roku niemiecki okręt „Emden” zaatakował port. W 1915 roku miał tam miejsce bunt muzułmańskich malajskich wojskowych służących British Army. W 1920 roku ze strachu przed Japonią, zamieniono miasto w największą twierdzę Azji. Tym większe wrażenie na tubylcach zrobił jej upadek dwie dekady później. We wrześniu 1945 roku Brytyjczycy powrócili do miasta, ale już w 1959 roku musieli nadać mu autonomię. Na krótko (1963-1965) Singaputr znalazł się w granicach Malezji. W roku 1990 Lee Kuan Yew zrezygnował po 30 latach premierostwa. Do dzis w mieście stoi pomnik sir Thomasa Rafflesa. Miasto rządzone po wojskowemu, nie miało swojego czasu liberalizacji ani demokratyzacji. Singapurczycy znani są z traktowania turystów po królewsku, ale nie są wzorem liberalizmu. Na Singapur powołują się zwolennicy drakońskich kar za zbrodnie czy inne przewinienia (posiadanie niewielkiej ilości narkotyków grozi więzieniem, a śmiecenie ogromną grzywną), dlatego Hongkong inspiruje liberałów, a Singapur molizatorską konserwę od amerykańskich Republikanów po polski PiS.

Chodzenia nago po domu, jest w Singapurze traktowane jak pornografia. Nie mniej dziwaczne są reguły zachowania w windach. Istny Big Brother. Lee Kuan Yew uważa, że demokracja liberalna oznacza tolerancję dla przestępczości i pozwolenie na jej rozwój. Ostatni gubernator brytyjskiego (liberalnego) Hongkongu Chris Patten wykazał, że wahania wzrostu i spadku przestępczości w Hongkongu odpowiadają mniej więcej tym znanym z Singapuru. Jednocześnie po krytycznej wobec Hongkongu tyradzie wygłoszonej raz w Hongkongu przez Lee, Patten ograniczył się tylko do stwierdzenia, że ma nadzieję, że kiedyś będzie mógł podobnie mówić o Singapurze, w Singapurze. Oczywiście nie. Hongkongu już nie ma, Chiny zniszczyły miasto, natomiast Singapur, który czai tylko wolność forsy, niestety trwa…

Nieco uwagi Singapurowi poświęcił liberał anglo-holenderski Ian Buruma („Misjonarz i libertyn. Eros i dyplomacja. Polityka na Wschodzie i Zachodzie”, przeł. Piotr Rosne, Universitas Kraków 2005.). Buruma pisze o filipińskiej służącej Flor Contemplation, która w 1995 roku została kozłem ofiarnym ksenofobicznych sądów kryminalnych w Singapurze (s. 254). Ci singapurscy parlamentarzyści opozycyjni, którzy krytykowali nieprawidłowości, zostali przez MSW Singapuru Wong Kan Sena (z partii rządzącej nieprzerwanie od 1965 roku) uznani za nielojalnych wobec swej ocjczyzny (sic!). Eksperci prawni z Nowego Jorku uznali wówczas, że Singapur nie jest państwem prawa. Od 1991 roku Lee Kuan Yew rozwijał koncepcję „azjatyckich wartości”, stawiając naród przed jednostką, choć Singapur jest najbardziej europejskim miastem Azji, słowo Azja ma sens tylko na Zachodzie, a autorytarne zapędy Lee przypominają raczej europejski dawny kolonializm; rządy sztywnych kołnierzyków na mundurach, niż cokolwiek azjatyckiego. Singapurczycy słuchają Michaela Johnosna, i jedzą hamburgery, lecz autocenzura typowa dla tego państwa przypomina dziewiętnastowieczną militarystyczno-nacjonalistyczną cenzurę europejską. W 1987 roku pisarka Wong Souk Yee, robiła skecze o stylu życia w Singapurze, w tym o pomiataniu filipińskimi służącymi (moi znajomi, którzy zwiedzali Singapur mówili o balkonach na jakich mieszkają ci służący), za co została uwięziona pod zarzutem: „przynależności do frontu komunistycznego” (s. 259). Singapur to nie żywa kultura, bo folklor się tam raczej tępi, lecz mandaryński wypierający kantoński, bo tak władzom się podoba (filmy z Hongkongu muszą być teraz dubbingowane). W 1987 roku premier Lee mówił, że zgoda na hałasowani, plucie i przekleństwa na ulicy, uniemożliwiłyby awans ekonomiczny miasta-państwa (s. 261). Stąd ciągła inwigilacja przez stowarzyszenia obyczajowe studenckie, związkowe. Bez zgody rządu nie powstanie żadna organizacja. Lee wprost mówi o tym, że to, że policja nie znalazła dowodów, a sąd nie umie dowieżć winy nie znaczy, że przestępstwo ma ujść na sucho. Tak wygląda despocja. Przekonał się o tym m.in opozycyjny polityk Francis Seow (za rzekome spiskowanie z USA uwięziono go na długie lata, nawet jak już było wiadomo, że popełniono pomysłkę). Singapurczycy unikają jak ognia nawet czytania artykułów krytykujących ich kraj (kraj to trochę dużo powiedziane, ich malezyjskie miasto), mają tendencję do oceniania bardziej „tonu” niż informacji samej w sobie. Nie oni pierwsi budują tyranię przez zastąpienie uczciwości zasadami tzw. „dobrego wychowania”.

Devan Nair, eks-prezydent, dziś na wygnaniu w USA pisał, że Lee jest okrutniejszt od kolonialistów z UK, a David Marshall, były premier, waha się czy metody Lee rzeczywiście nie zbudowały bogactwa (s. 265). Pisarz singapurski Gopal Barantham zauważa, że najbardziej antyzachodni są anglojęzyczni biznesmeni singapurscy (s. 266), którzy traktują pozostałych współobywateli jak ludnośc okupowaną. Pragną wskrzesić British Empire i wiktorianizm. Lee zwalcza zarzuty o politykę dynastyczną, choć z głoszonym przezeń konfucjanizmem przecież się to nie gryzie (s. 267), bo chce uchodzić za nowoczesnego. Koreańczyk Kim Dae Jung, to najgozalszy przeciwnik „azjatyckiej drogi” Lee. Uważa bowiem, że bez zgody rządzonych, nie ma mowy o przestrzeganiu nakazów tak naprawdę. Jedynie może być mowa o strachliwej autocenzurze. Rząd singapusrski czyli obecną oligarchię, popierają bogaci Chińczycy, na opozycję głosują Malajowie i Hindusi prowadzący kramy. Buruma opowiada o komiku nazwiskiem Kumar, który opwowiedział o zbyt wielu „hinduskich wodzach, mówiących Singapurczykom co mają robić”. Zapadła kłopotliwa cisza (s. 270).

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mój dziadek - Edmund Harwas (1912-1996)

Japońskie podejście do religii. Religia dla ludzi a nie odwrotnie

Japońska kultura bezpieczeństwa